BLOG 7
Tak więc wygląda zapowiedziana historia powstania i perypetie jednego z plakatów. Otóż jako dziecko bawiłem się w Indian. Nie Eskimosów, samurajów, czy muszkieterów. Przed dyplomem na warszawskiej ASP usłyszałem, że chyba mu kaktus wyrośnie na dłoni, jeżeli zrobię dyplom. Byłem celującym studentem i egzamin zdałem a parę lat później, projektowałem plakaty do filmów. Zdarzył się Pojedynek rewolwerowców, więc m.in. owe kaktusy na dłoni, podświadomie namalowałem. Oficjalnie ilustrowałem spękaną ziemię Teksasu, podobną do meksykańskiej. Wiedziałem, że w całości to dobra myśl i zaproszony imiennie na ogólnopolskie Biennale plakatu w Katowicach, druk wysłałem. Po jakimś czasie w bodajże kwartalniku pt. Projekt redaktor naczelny, na kilkunastu stronach komentował to Biennale. W artykule ubolewał nad niskim poziomem plakatu filmowego, kiedy wówczas Polska Szkoła Plakatu, była już na całym świecie sławna. I wiesz, zdecydował reprodukcję ilustrującą ten niski poziom, właśnie Pojedynkiem. Plakat kolorowy wydrukowano na czarno biało i dodatkowo, osłabiono moc jak w odbitce z kartofla. O tym wszystkim zapomniałem, lecz po paru latach gościłem miliardera z Teksasu. Słuchając amerykańskiej muzyki, pokazałem czarno białą, ale dobrą reprodukcję Pojedynku. Usłyszałem wówczas – muszę to mieć. Minęło jeszcze parę lat i koleżanka powiedziała, że jest do kupienia amerykański album m.in. z moimi plakatami. Kupiłem i się okazało, że Muzeum Westernu w Los Angeles, Uniwersytet w Waszyngtonie oraz Biblioteka Kongresu uznały Pojedynek rewolwerowców, za najlepszy plakat w całej historii westernu. Obraz omówiono i wydrukowano świetnie w Hong Kong by Dai Nippon. Tak to się czasami dziwnie plecie, bo cudze chwalicie a swego nie znacie. W następnym blogu opowiem o przygodach następnych plakatów.